sobota, 5 grudnia 2015

Rodzina podstawą

Mówi się, że rodzina w życiu człowieka jest podstawą, szkoda tylko, że ta podstawa może człowieka zabijać od środka. Nie wiem czy kiedyś zdobędę się na odwagę, żeby powiedzieć moim rodzicom, co tak na prawdę przechodziłam. Wiem jak bardzo by ich to bolało, bo przecież żaden rodzic nie chce słuchać o tym, że ich dziecko chciało popełnić samobójstwo, że nigdy nawet nie zauważyli moich pociętych części ciała.


Moja sytuacja rodzinna jest dziwna. Codziennie otrzymuje od rodziców dużo ciepła i wsparcia, a z drugiej strony jestem traktowana jak robocik zarabiający pieniądze. Nigdy niczego mi nie brakowało, przynajmniej te słowa w moim domu są często używane. Jako dziecko miałam pełną, kochającą rodzinę. Dla taty mojej mamy byłam oczkiem w głowie ... Zawsze śmiejące się dziecko. Potem przyszły pierwsze problemy. Dziadek dużo pił, palił, brał coraz więcej kredytów, aż przyszedł ten moment kiedy to wszystko stało się jednym, wielkim uzależnieniem. Na mieszkaniu siedział komornik i gdyby nie pomoc rodziców mojego ojca, nie mieszkałabym tu gdzie mieszkam. Dziadek się wyprowadził i pomyśleć, że wszystko powoli zaczęło się układać. W domu miałam więcej zakazów niż czegokolwiek. Przekucie uszu, malowanie głupich paznokci - horror, awantura, co ja sobie w ogóle wyobrażam? ... Przez te wszystkie sytuacje wolałam uciekać do rodziny ze strony mamy. Wakacje u kuzynki ... działka, plecenie włosów przez ciotkę, basen, zabawy na podwórku przed blokiem ... To były piękne czasy ... Kilka lat temu, po przyjściu ze szkoły, rodzice oznajmili mi, że mój dziadek zmarł. Nie spodziewałam się, że potrafię bez większych emocji przyjąć taką informację. Dziadek zapił się na śmierć, przy czym poważnie zachorował. Jak się okazało, babcia, która nie chciała mieć z nim nic wspólnego, podjęła się jego opieki w szpitalu. Nie chciałam iść nawet na pogrzeb, bo dla mnie ten człowiek przestał istnieć.


Nadszedł czas kiedy ciotka zaczęła brać kredyty na babcię. Ciotka przychodziła z papierami, które ta podpisywała bez czytania, myśląc, że ciotka wszystko będzie spłacać, bo przecież to na firmę. Szkoda tylko, że firma upadła, a ciotka potrzebowała pieniędzy na alkohol. Kredyty się mnożyły, a babcia dalej podpisywała. Rozpierdala mnie ta głupota ludzka opierająca się na bezgranicznym zaufaniu do drugiego człowieka. Ciotka poszła w ślady ojca ... nawet groźby, że się powiesi, jeżeli nie dostanie pieniędzy nie były dla niej obce ..., a mój kontakt z tą częścią rodziny coraz bardziej się urywał. Tata starał się pomóc babci, jednak ta najwidoczniej dalej bierze kolejne kredyty. Nawet moja kuzynka nie chciała uwolnić się od matki, która zapija się na śmierć i nawet ją bije. W tym momencie straciłam zupełnie kontakt.

W dniu moich 16. urodzin zadzwonił telefon. Kto zadzwonił? Pijana ciotka, która prosiła o spotkanie. Rodzice próbowali namówić mnie do spotkania, ale pod warunkiem, że będą o tym poinformowani. NIE! KURWA NIE! Bałam się. Bałam się, bo wiedziałam, że ciotka była w stanie sprzedać mnie za kropelkę alkoholu. Mimo braku kontaktu ze stroną matki, co roku w moje urodziny przyjeżdża babcia, przed którą zawsze próbuję uciec. Nie interesują mnie jej opowieści na temat mojej kuzynki, niech się kurwa nie interesuje moim życiem, bo nikt mi do niej nie broni dzwonić, po prostu nie mam siły słuchać jej durnych opowieści. Nie było jej na moim bierzmowaniu, nie pojawiła się na moich 18. urodzinach, które odprawiałam dla rodziny, nie interesowała się kiedy leżałam w szpitalu. Nie było jej i nie ma jej w moim popierdolonym życiu. Nienawidzę jej. NIENAWIDZĘ ICH WSZYSTKICH.


Rodzice? ... Tata bierze na siebie za dużo. Wiem, że nas kocha i nie chce nas skrzywdzić, ale czasem nie rozumie, że wchodzi w sferę psychicznego znęcania się nad drugim człowiekiem. Nie raz przychodzi zmęczony do domu. Nie śpi po kilka nocy, do tego dochodzi alkohol i nagle w domu pojawiają się awantury. Zawsze przeszkadzało mu to co robię ... taniec to strata czasu ... zawód, który wybrałam nie jest dla mnie i powinnam robić to co on chce ..., bo przecież jestem taką lepszą wersją jego osoby. Nie chodził do szkoły, uciekał z lekcji, rozrabiał, ... i takie tam. Nawet to, że przez chorobę musiałam znowu zrezygnować z tańca po części go cieszy, bo nie zajmuję się "pierdołami". Choleryk z niego heh. Jeżeli wybucha awantura to jest ona głównie między mną a nim, bo każdy z nas ma coś do powiedzenia. Mama zawsze się wycofuje, mało kiedy coś powie, bo przecież tak jest bezpieczniej. Przy jednej z awantur nie wytrzymałam psychicznie i rozpłakałam się, nie mogąc się opanować. Kiedy się uspokoiłam, musiałam dokończyć projekt, bo inaczej znowu byłaby awantura, a wtedy bym już kompletnie nie wytrzymała. I tu właśnie wkracza nasz mały robocik, bo mimo (według niego) złego zawodu, co chwile potrzebuje mojej pomocy. Kiedy nie potrafię mu pomóc zaczyna się wyzywanie, że nic nie potrafię zrobić ... Gdzie tu sens? ... Kiedy zaczynam rozmowę, poruszając ten ciężki temat, ten twierdzi, że w domu nie może być ciągle wesoło, bo później w życiu kompletnie sobie nie poradzimy. Ja mam jedno pytanie ... Jak mam dawać sobie radę w życiu, skoro gdziekolwiek nie pójdę, słyszę tylko, że do niczego się nie nadaję? W szkole stres przez znajomych ... W domu stres, bo ojciec ... Potrzebuję sfery bezpieczeństwa, odpoczynku od wszystkiego co mnie wkurwia ... Ciągle słyszę o próbie zmiany, szkoda, że nie widać poprawy.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.