czwartek, 14 lipca 2016

Dziwne życie

Dość sporo czasu minęło ... Dość sporo się pozmieniało... Mamy rok 2016, a do tego wakacje. Nic dziwnego, taka kolej rzeczy ... Powinnam teraz być na Woodstocku, a leżę w łóżku i płaczę w poduszkę. Dawno nie płakałam, dawno nie robiłam sobie krzywdy i chyba mi się udaje wypełniać postanowienia noworoczne. Niby takie nic, a jednak dużo zmienia w życiu człowieka.


Dostałam duże reprymendy od znajomych i szczerze dziękuje im za to, że mają siły stawiać mnie na nogi, kiedy sama nie potrafię tego robić. W końcu czuję, że mam ludzi, którzy pomogą mi wstać, kiedy kompletnie nie będę wiedzieć jak mam to zrobić. W szkole jak zwykle kujonka, a w życiu prywatnym dobra kumpela do pogadania przy piwie. Tu się chyba nic nie zmieni i może nawet i lepiej. Miłość jest dla mnie czymś czego nie potrafię określić. Kiedyś powiedziałabym, że jestem zakochana, a teraz nie wiem co czuję. Nie wiem kompletnie nic. Lubię jak się dużo dzieje, ale czy to co dzieje się w tym momencie jest dobre?


Na wycieczce szkolnej kumpel wyznaje mi miłość kompletnie mnie nie znając. Kolejny kumpel, który dopiero co zerwał z dziewczyną o tym samym imieniu, próbuje się ze mną umówić i jest zrozpaczony odrzuceniem z mojej strony zaproszenia na randkę. Chociaż Ci są do zniesienia ... Nie rozpierdalają mi psychiki ... Jak dwaj debile. Jeden inteligentny i zabawny. Dobrze mi się z nim rozmawia, zabiera mnie na przejażdżki motorem, gdzie kogoś o zwyczajnych relacjach by nie przewiózł, zabiera mnie wszędzie, a jak jest impreza z nocowaniem to wręcz chce ze mną spać. Na przytulanie się do niego reaguje "nareszcie". Ale pamiętaj Choleryczko, jesteście tylko i wyłącznie kumplami.


No i mój popieprzony przyjaciel, którego nie wiem czy powinnam tak nazywać. Od początku nasza relacja jest dziwna ... Niby przyjaciele, a jednak coś więcej. Kiedy zdawało mi się, że coś między nami może i jest, jednym słowem potrafił wszystko rozpierdolić na 1000 kawałków. Może to i dobrze, bo przecież ciężko mi się zbierać z miłości po przyjaźni. Myślałam, że mamy wszystko między sobą wyjaśnione, że jesteśmy tylko i wyłącznie przyjaciółmi ... I najwidoczniej źle myślałam. Nagle po pijaku wszystko się zmieniło ... Przytulanie się, prawie wręcz pocałunek, a potem nagle następnego dnia tłumaczenie się, że to był tylko i wyłącznie wybryk po pijaku. Czy ze mną jest coś na prawdę nie tak? Czy facet może na mnie spojrzeć tylko po pijaku?


Moja nerwica bywa przerażająca. Nikt od dawna nie rozwalił mi psychiki jak on. Jego próby wyjaśnienia czegokolwiek były żałosne, a słowo "przepraszam" dla mnie niewystarczające. Skoro jestem ostatnią osobą. którą człowiek chciałby skrzywdzić, dlaczego wszyscy to robią? Prawie wpadłam pod samochód, awantura w domu sprawiła, że znowu moje ręce były w krytycznym stanie. W szkole z bandażem na ręce przecież powiesz, że drobny wypadek w domu, a wszyscy w to uwierzą ... Prócz paru osób. Wolałam nie krzyczeć po nim, nie wyrzucać mu jakim jest kretynem, bo przecież to nic nie zmieni, a cisza bardziej zabija. Do takiego stopnia zranienia była zdolna tylko jedna osoba, teraz doszła druga i nie rozumiem czemu to mnie tak bardzo ruszyło. Niby wszystko sobie wyjaśniliśmy. Przyjmujemy bezpieczną barierę przyjaźni ... Aż tu nagle wszystko znowu runęło ...


Znowu alkohol, znowu impreza u niego ... I mimo, że wiedział jak mogę zareagować, dalej pogrywał w swoje gierki. Niby nic, a jednak spowodował to, że go pocałowałam. NO KURWA MAĆ. Pomyślałam sobie "co a idiotka ..." i powiedziałam mu, że ma zapomnieć ... bo co ma mu powiedzieć jakaś porąbana dziewczyna z rozwaloną psychiką?? Kiedy wszystko się jej układa, sama sobie robi dziury w swoich ścieżkach. Jestem może i zagubiona, ale czemu on? On, który chciał tylko i wyłącznie przyjaźni, robi to co robi? I niech mi nie pierdoli, że to wina alkoholu, ponieważ jeszcze raz zrozumiem, ale nie drugi ... A może chce zdobyć moje zaufanie i mnie zwyczajnie przelecieć? Jeśli tak, to trzeba było mówić wcześniej ...


środa, 23 grudnia 2015

Nowy początek

Zbliża się 2016 rok. Nowe postanowienia, nowe cele życiowe, zamknięcie starego rozdziału swojego życia. Ja jednak mam wrażenie jakbym stanęła w miejscu i trzymała się tylko tego co było. Nie potrafię otworzyć nowego rozdziału, a może sama nie chcę? Czuję bezsilność, jednocześnie nienawidząc tego stanu.


Jestem wesołą dziewczyną, na prawdę. Potrafię śmiać się dosłownie z wszystkiego, nawet ze swoich upadków. Ostatnimi czasy jednak znowu robię sobie krzywdę. Nie jem, nie sypiam i się tnę. Znowu. Znowu brakuje mi jakiegoś cholernego sensu istnienia. Przeklinam Boga, a jestem osobą wierzącą. Chociaż... Sama już nawet tego nie jestem pewna.


Wiara od zawsze była dla mnie punktem kluczowym w życiu, tak zostałam wychowana. Teraz, gdy jestem coraz starsza zastanawiam się czemu, jeśli istnieje rzeczywiście ktoś taki jak Bóg, nie robi kompletnie nic, aby pozbyć się wszelkiego zła. Bezbronni ludzie cierpią, a On nic z tym nie robi. Chodzę co niedziele na msze św. i słysząc jedne i te same regułki rzygam tym wszystkim. Chyba zwyczajnie robię coś źle. Prościej byłoby wyjechać, zapomnieć, poznać nowych ludzi. Gdziekolwiek nie pójdę mam wspomnienia. Wspomnienia, które powinnam odbierać pozytywnie, a one sprawiają mi tylko ból.
Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.